W gąszczu suplementów diety

Sprawność naszych organizmów drastycznie spada. Winne są m.in. toksyczne wytwory cywilizacji — trucizny wnikające do ustroju z powietrza, wody i żywności. Ratunkiem jest odtruwająca dieta owocowo-warzywna wspomagana naparami z ziół, ograniczenie leków chemicznych i naturalna suplementacja. Takiego zdania jest nestor polskiej fitoterapii, wieloletni wykładowca uczelni medycznych, profesor Aleksander Ożarowski.

Najprostszym sposobem zachowania zdrowia jest według profesora stosowanie prawidłowej diety — dalekiej od produktów przetworzonych, bogatej w warzywa i owoce, głównie surowe, pełnoziarniste zboża, a ograniczającej mięso. Dr. William A. Lane, uznawany za autorytet w kwestiach medycznych i najwybitniejszy angielski specjalista w zakresie chirurgii jamy brzusznej, przekonuje swoich kolegów po fachu, że aby uniknąć chorób cywilizacyjnych, w tym raka, powinniśmy jeść surowe owoce i warzywa: „Po pierwsze po to, aby lepiej się odżywiać, po drugie po to, aby łatwiej pozbywać się odpadów. Poświęcamy czas badaniu zarazków, podczas gdy powinniśmy badać zagadnienie diety i oczyszczania się z toksyn. Świat podąża w niewłaściwym kierunku. Odpowiedź tkwi cały czas w nas samych”. Jednak profesor Ożarowski, a za nim wielu lekarzy i żywieniowców, podkreśla, że dziś nawet najlepsza dieta nie dostarczy nam wszystkich niezbędnych mikroskładników. Obecnie w krajach uprzemysłowionych warzywa i owoce nie mają takiej wartości odżywczej, jaką miały wcześniej, czego dowiodło szereg badań. Dlatego suplementacja jest koniecznością czasów, w jakich żyjemy.

Czy pięć porcji wystarczy?

Dla zapewnienia zdrowia oficjalnie zaleca się spożywanie co najmniej pięciu porcji (ok. 600 gramów) warzyw i owoców dziennie, jednak dla wielu naukowców to zdecydowanie za mało. Tymczasem dorosły człowiek spożywa średnio jedną porcję dziennie! Czy prawidłowa dieta wystarczy dziś, by zapewnić organizmowi wszystkie niezbędne składniki? Profesor Ożarowski nie ma wątpliwości: musielibyśmy codziennie zjadać takie ilości warzyw i owoców, że nasz układ pokarmowy, by temu nie podołał. Agrochemiczne rolnictwo dba o wielkość plonów, nie o ich jakość. Na przykład uprawiane gatunki marchwi zawierają mniej beta-karotenu, gdyż mają dostarczać dużą masę korzenia. Po wprowadzeniu sztucznego nawożenia, które dostarcza tylko trzech minerałów, gleba została wyjałowiona. Gdyby ziemię uprawiano metodami naturalnymi, bilans minerałów by się utrzymywał, twierdzą ekolodzy.

Poważny ubytek wartości odżywczej warzyw i owoców wykazały badania przeprowadzone w 2002 roku przez Szwarcwald Oberthal. W stosunku do upraw z roku 1985 zanotowano: w brokułach ubytek wapnia o 73 proc., kwasu foliowego o 62 proc., magnezu o 55 proc.; w fasoli ubytek witaminy B6 o 77 proc., wapnia o 51 proc., magnezu o 31 proc.; w ziemniakach ubytek wapnia o 78 proc., magnezu o 48 proc.; w szpinaku ubytek magnezu o 76 proc., witaminy C o 65 proc. Nie lepiej ma się rzecz z owocami. Jabłka po 27 latach zawierały mniej o 60 proc. witaminy C; banany — mniej o 79 proc. kwasu foliowego, mniej o 95 proc. witaminy B6, mniej o 23 proc. magnezu; truskawki — mniej o 87 proc. witaminy C i mniej o 43 proc. wapnia. Trzeba też wiedzieć, że owoce dostępne w marketach są jeszcze uboższe w fitozwiązki, bo zrywane są w stanie niedojrzałym. Krzysztof Abramek, autor publikacji pt. Witaminy, minerały i suplementy, wylicza: aby dostarczyć potrzebną dawkę witaminy C, dziś trzeba by zjeść 45 pomarańczy; beta-karotenu — osiem marchwi; selenu — sześć orzechów brazylijskich; koenzymu Q10 — kilogram orzeszków ziemnych… Choć wydaje się to nieco przesadzone, skłania do refleksji.

Donald R. Davis z Instytutu Biochemii Uniwersytetu Teksańskiego w Austin przeanalizował dane zebrane przez Ministerstwo Rolnictwa Stanów Zjednoczonych w 1950 roku i 1999 roku dotyczące wartości odżywczej 43 owoców i warzyw. Zawartość 6 z 13 składników spadła. Fosforu, wapnia i żelaza było od 9 do 16 proc. mniej, białka o 6 proc. mniej, ryboflawiny o 38 proc. i witaminy C o 15 proc. mniej. Podobne wyniki dało badanie zawartości minerałów w owocach i warzywach uprawianych w Anglii między 1930 i 1980 — poziom zawartości wapnia, magnezu, sodu i miedzi w warzywach, a także magnezu, żelaza, miedzi i potasu w owocach znacznie zmalał.

Eko znaczy lepsze

Na świecie zauważa się wyraźny trend odejścia konsumentów od produktów chemicznych i syntetycznych na korzyść natury i ekologii. Rynek żywności ekologicznej rozwija się dynamicznie na całym świecie — tylko między rokiem 2000 a 2009 wzrósł o 200 proc. W Polsce co roku przybywa 30 proc. gospodarstw ekologicznych. Jak wynika z raportu PMR Publications, Polacy coraz bardziej interesują się zdrowym stylem życia i produktami pochodzenia naturalnego. Żywność ekologiczna cieszy się coraz większym wzięciem, bo ma mniej dodatków chemicznych i konserwantów niż uprawiana konwencjonalnie, jest bardziej aromatyczna, zachowuje dłużej świeżość, jest pozbawiona środków ochrony roślin, a warzywa i owoce są bogatsze w witaminy i pierwiastki. Jest też wolna od GMO.

„Konwencjonalne metody w rolnictwie, oparte na stosowaniu chemizacji, mogą wpływać na skażenie płodów rolnych znacznie bardziej, niż się powszechnie sądzi — podkreśla prof. SGGW Ewa Rembiałkowska, szefowa Wydziału Nauk o Żywieniu Człowieka i Konsumpcji. — Na przykład nawozy fosforowe bywają skażone kadmem, ziarno do siewu było przez wiele lat zaprawiane związkami rtęci, a arsen wchodzi w skład niektórych pestycydów. Węglowodory aromatyczne, np. rakotwórczy benzo(a)piren można znaleźć w nieprawidłowo suszonym ziarnie zbóż i niewłaściwie wędzonych przetworach mięsnych. Poza tym konwencjonalne metody rolnicze  z założenia wprowadzają do gleby i — co za tym idzie — do łańcucha troficznego: azotany, pestycydy, zaprawy nasienne, stymulatory wzrostu, antybiotyki i hormony zwierzęce. Następnie z azotanów powstają wskutek redukcji w przewodzie pokarmowym szkodliwe azotyny i nitrozoaminy, natomiast w glebie zmęczonej chemizacją wytwarzane są rakotwórcze mykotoksyny”.

Badania zachodnioeuropejskie wykazywały często wyższe poziomy składników mineralnych w warzywach i owocach z gospodarstw ekologicznych, podkreśla Rembiałkowska. Stwierdzono na przykład więcej żelaza w ekologicznych wiśniach, czarnych porzeczkach, szpinaku, kapuście włoskiej i marchwi, a nawet w chlebie ekologicznym. Znaleziono więcej magnezu w ekologicznej kapuście włoskiej, marchwi i ziemniakach, ekologicznych porach i sałacie, a także w czarnych porzeczkach. Stwierdzono też więcej fosforu w wielu ekologicznych surowcach: ziemniakach, selerze, wiśniach, marchwi, kapuście włoskiej, szpinaku oraz czarnych porzeczkach. Znaleziono więcej potasu w ekologicznej marchwi, ziemniakach, szpinaku, kapuście włoskiej, a także chlebie. Stwierdzono również  więcej wapnia w ekologicznym mleku, wiśniach, czarnych porzeczkach, szpinaku, kapuście włoskiej, marchwi, ziemniakach. Badania polskie wykazały większą zawartość witaminy C w roślinach uprawianych ekologicznie1.

„Należy podkreślić funkcje prozdrowotne ziemiopłodów ekologicznych, które z uwagi na niższe zawartości związków azotowych i jednocześnie wyższe zawartości witaminy C mogą mieć istotne znaczenie w profilaktyce antynowotworowej — dodaje Rembiałkowska. — Żywność ekologiczna powinna być spożywana przez wszystkich, a zwłaszcza przez niemowlęta i małe dzieci, osoby przewlekle chore i w podeszłym wieku, a także przez wegetarian. W diecie tych ostatnich dominują bowiem surowce roślinne, które mogą wprowadzać nadmierne ilości azotanów i azotynów do organizmu, jeśli pochodzą z opartych na chemizacji gospodarstw konwencjonalnych”.  Warto wiedzieć, że pestycydy stosowane przy owocach i warzywach są szczególnie niebezpieczne dla dzieci. Z badań opublikowanych w „Environmental Health” wynika, że zwiększają ryzyko raka u najmłodszych.

Walka o rynek zdrowia

Czy nasza dieta składa się z nieskażonych chemicznie i bogatych odżywczo warzyw i owoców? I czy jest ich tyle, ile dziś naprawdę być powinno? Nie, dlatego rynek suplementów rozwija się tak samo, jak rynek zdrowej żywności. Ogółem roczne wydatki na całym świecie w ramach tzw. rynku zdrowia wynoszą 60 miliardów euro i mają tendencję wzrostową — o 6 proc. rocznie. Polski rynek zdrowej żywności jest wart ponad 50 milionów euro.

Rynek suplementów to duże pieniądze — tylko w Polsce jest szacowany na 2,5 miliarda złotych i rośnie średnio o 10 proc. rocznie. W naszym kraju zarejestrowanych jest ponad 10 tys. takich preparatów. Zażywa je prawie co czwarty Polak. O ten rynek trwa bezpardonowa walka. Konsumentów straszą histeryczne tytuły w gazetach i na niektórych portalach: „Witaminy są zabójcze”, „Suplementy diety mogą szkodzić”, „Naukowcy: nadmiar witamin może zwiększać ryzyko raka” itd. Autorzy powołują się na badania, które wykazały, jak śmiertelne potrafią być wysokie dawki m.in. witamin. Tymczasem nikt nie kwapi się, by wyjaśnić szczegóły. W pracy Cochraine Colaboration było wiele słabych punktów, a cała analiza wywołała krytykę wśród części naukowców. Warto też wiedzieć, że nie były to badania kliniczne, tylko metaanaliza, czyli statystyczna ewaluacja dostępnych publikacji różnych badań klinicznych z użyciem witamin i przedstawiona jako pojedyncze badanie. Najwięcej wątpliwości wzbudził fakt, że autorzy pracy spośród 815 badań wybrali tylko 68, które wskazywały na podwyższoną śmiertelność osób zażywających suplementy. Zupełnie zignorowano dwa duże i dokładnie kontrolowane badania w Chinach i we Włoszech, które wykazały zgoła odmienne wyniki. Po drugie, w większości analizowanych badań witaminy przyjmowali pacjenci ze zdiagnozowanymi różnymi chorobami, którzy jednocześnie kontynuowali terapię lekami, co oczywiście miało wpływ na końcowy wynik. Co ważne, żadne z tych badań nie testowało rozmiaru stresu oksydacyjnego przed i po braniu witamin. Po trzecie, dawki suplementów w badaniach wybranych do analizy bardzo się różniły, jak również czas ich brania. Po czwarte, śmiertelność pacjentów w różnych badaniach była rozpatrywana jako wynik suplementacji witaminami, chociaż przyczyny śmierci były skrajnie różne (np. śmierć w konsekwencji złamania biodra, w wypadkach i z powodu samobójstwa!).

W latach 70. ubiegłego wieku zaczęto polecać zażywanie suplementów z dużymi dawkami syntetycznych witamin A, E, C w nadziei, że pozwoli to zmniejszyć zagrożenie rakiem, chorobami układu krążenia i innymi. Niestety, okazało się, że takie postępowanie może zwiększać ryzyko tych schorzeń, zamiast przed nimi chronić2. Nie ma natomiast doniesień, by ktokolwiek zmarł po zażyciu witamin naturalnych. O aferze wokół manipulacji badaniami, polityce utrudniającej dostęp do naturalnych suplementów i tym, czy witaminy są rzeczywiście zabójcze, pisaliśmy wielokrotnie3. „Taktyka siania wątpliwości w skuteczność suplementacji witaminami nie jest nowa. Przemysł tytoniowy używał jej efektywnie przez dziesiątki lat, sponsorując i popularyzując badania, których celem było podważanie związku między paleniem papierosów a rakiem płuc czy innymi chorobami. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, ale… przy użyciu naukowych metod i oczywiście ogromnej machiny marketingowej kształtującej opinię publiczną”4.

W krytycznych publikacjach prasowych rzadko rozróżnia się, o jakie witaminy chodzi — naturalne czy syntetyczne. Konsument ma tylko zapamiętać, żeby od suplementów witaminowych trzymać się z daleka.

 Suplementy, ale jakie?

Inną sprawą jest, że na rynku naturalnych suplementów — jak zresztą na każdym — grają też oszuści. Firmy sprzedają witaminy, lecz jakość niektórych produktów jest wątpliwa. Wiele suplementów zawiera szkodliwe dodatki albo nie zawiera deklarowanej ilości składników. Szacuje się, że w przypadku 70 proc. dostępnych suplementów zapewnienia producentów o rewelacyjnym działaniu preparatu to naciąganie konsumenta. Zdarzają się też zwyczajne podróby, najczęściej suplementów ziołowych. Kontrole wykazywały wielokrotnie, że w suplementach sprzedawanych jako „wzmacniające” lub „odchudzające” występują leki (np. viagra, sibutramina — wycofana z rynku z powodu szkodliwości), o których producent nie informuje. Jak więc wybierać suplementy, by mieć pewność, że nie wyrzuca się pieniędzy i sobie nie szkodzi?

Po pierwsze, warto zwrócić uwagę na to, czy były przebadane, a wyniki były publikowane — są bowiem na polskim rynku naturalne suplementy, które mają na swym koncie badania kliniczne, a ich korzystny wpływ na zdrowie został dowiedziony. Po drugie, z jakich roślin pozyskiwano substancje (czy bogatych w nie). Po trzecie, kiedy dokonywano zbiorów — czy w momencie pełnej dojrzałości (tylko wtedy jest gwarancja maksymalnej ilości wtórnych substancji roślinnych). Po czwarte, czy rośliny pochodzą z upraw konwencjonalnych, czy ekologicznych i czy są wolne od GMO. Po piąte, jakie technologie zastosowano przy produkcji suplementu (chłodzenie, czyszczenie, wyciskanie soku lub inna forma pozyskiwania składników, dehydratyzacja poniżej 40 stopni Celsjusza, czas, jaki upłynął między zbiorem a przetworzeniem). Po szóste, czy suplement nie zawiera konserwantów, sztucznych barwników, stabilizatorów chemicznych, cukru, pestycydów, herbicydów, azotanów. Po siódme, czy jest to preparat wysokoskoncentrowany i charakteryzujący się synergią składników odżywczych (odpowiednio dobrane składniki intensyfikują swoje działanie w organizmie i ze sobą „współpracują”). Po ósme, warto mieć dystans do suplementów w stylu: na potencję, siłę, odchudzanie, opaleniznę…

Dobry suplement może mieć różną postać: tabletki, kapsułki, żelka, galaretki. Może zawierać sproszkowany sok i miąższ owoców i warzyw lub wyselekcjonowane mikroskładniki. W pierwszym przypadku wart uwagi jest fakt, że koncentraty owocowo-warzywne charakteryzuje wysoka biodostępność — przyjmuje się, że decydującą rolę odgrywają tu wtórne substancje roślinne. W drugim przypadku zaletą jest to, że można dobrać mikroskładniki pod kątem danego schorzenia i je „skoncentrować”. Ważne też jest, by suplement multiwitaminowy zawierał różne fitoskładniki jak karotenoidy, tokoferole, polifenole, bioflawonoidy, glukozynolany i wiele innych — na przykład cenne w procesie hamowania inicjacji i promocji komórek nowotworowych: katechiny, kurkumę, resweratrol, likopen, kwas elagowy czy antocyjanidyny.

Do prawidłowego funkcjonowania organizmu potrzebna jest równowaga między substancjami utleniającymi a przeciwutleniaczmi (antyoksydantami). Jeżeli ta równowaga jest zaburzona na rzecz substancji utleniających, ryzyko chorób się zwiększa. Najlepszymi dostarczycielami antyoksydantów są warzywa i owoce. Tymczasem około 97 proc. z nas je ich zbyt mało, a 18 proc. nie je ich nawet raz dziennie!5. Czy zatem suplementacja jest tylko zbędną modą?

Katarzyna Lewkowicz-Siejka

 

1 Ewa Rembiałkowska, Jakość żywności pochodzącej z gospodarstw organicznych. 2 ATBK Finlandia, CARET USA, Cohort of Swedish women [w:] „American Journal of Clinical Nutrition” (AJCN) online 24.03.2010; IOWA Study [w:] AJCN 4.11.2004; „Lancet” 2004, 364:1219-1228; „Journal of  American Medical Association” 15.03.2005. 3 Zob. Czy witaminy są zabójcze i dla kogo? [w:] „Znaki Czasu” 2/2010. 4 Tamże. 5 IQS and Quant Group 2008.

źródło: miesięcznik „Znaki Czasu” 2/2013.

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Ciekawe artykuły i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 Responses to W gąszczu suplementów diety

  1. Pingback: Zdrowe odżywianie

Skomentuj consult Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *